Presja na orgazm, stresowanie się tym, że się nie pojawia, albo że musimy „ciężko pracować”, żeby nas zaszczycał swoją obecnością. Brzmi znajomo? W tym krótkim tekście chciałabym się skupić na sytuacjach, które nie są kliniczne, czyli nie mam tutaj na myśli np. anorgazmii, a zwłaszcza pierwotnej (czyli sytuacji, w której dana osoba nigdy nie doświadczyła orgazmu – ani w przypadku stymulacji solo, ani w przypadku tej partnerskiej).

Dlaczego? O anorgazmii mówimy wtedy, gdy dana osoba nie osiąga orgazmu i czuje z tego powodu dyskomfort, swoiste cierpienie. Czyli chcę go mieć, ale nie mogę. A umiejętność powiedzenia sobie – „ok, tym razem Wielkiego O nie było, ale to był fajny seks i jest mi z nim spoko” nie wpada w tę kategorię. Chcę po prostu skoncentrować się na przypadkach, w których generalnie orgazmy mamy, miewamy, choć nie zawsze, a i bez nich oceniamy daną aktywność seksualną jako… Fajną! Dziś chcę też popracować nad umiejętnością rozdzielania pewnych pojęć, co może okazać się dla niektórych osób niemal zbawienne.


Naprawdę można nie mieć orgazmu i mieć fajny seks. Być z niego zadowolną_ym. Tak jest dlatego, że orgazm nie jest pojęciem równoznacznym pojęciu satysfakcji seksualnej. A precyzyjniej – satysfakcja to pojęcie szersze, w którym może (ale nie musi) zawierać się pojęcie orgazmu.

Orgazm to reakcja biologiczna, fizjologiczna naszego ciała na stymulację seksualną. Najczęściej jest związana z przyspieszonym oddechem, rytmicznymi skurczami mięśni, przyspieszeniem rytmu serca. Można go badać, obserwować, przyjąć jego wyznaczniki i weryfikować – był, czy nie było? W modelach reakcji seksualnych (np. najbardziej znanym Mastersa i Johnson) orgazm jest umiejscawiany jako kolejny etap aktywności seksualnej. Tak, jakby musiał wystąpić.

Na szczęście odkąd Ci badacze wpadli na taki rodzaj kategoryzacji życia seksualnego, minęło już sporo czasu. Od tego momentu pojawiły się również inne, konkurencyjne modele reakcji seksualnych, w których orgazm jest rozumiany jako dodatek, element opcjonalny, który może, lecz nie musi wystąpić. Z kolei satysfakcja seksualna to konstrukt szerszy, trochę mniej biologiczny, a bardziej emocjonalny, społeczny, relacyjny — stanowi istotny składnik seksualności człowieka, jeden z głównych komponentów ogólnej jakości życia, poczucia stanu zdrowia (fizycznego i psychicznego) oraz (często, ale niewyłącznie) jakości więzi z osobą partnerską. O satysfakcji jako takiej możemy mówić też poza seksualnym kontekstem.

Nie ma ona jednej definicji, współcześni badacze mówią jednak zgodnie, że satysfakcja może występować bez orgazmu, a orgazm bez niej. Czy to znaczy, że orgazmy nie są konieczne? Będąc szczerą z definicją – do satysfakcjonującego życia seksualnego nie. Istnieje wyżej wspomniana presja na orgazm, związana na ogół z oczekiwaniami w parach hetero — wystąpienie orgazmu u kobiety ma być „namacalnym” dowodem zdolności i umiejętności seksualnych partnera. Ale i wobec panów – brak orgazmu, ejakulacji lub wystąpienie ejakulacji i orgazmu w sporym odstępnie czasowym (co przecież także może się zdarzać) rozumiane jest błędnie jako oznaka słabości, niemęskości. Presja ta prowadzi często do udawania orgazmu.

To błędne koło. Orgazm nie pojawi się jeżeli osoba partnerska uważa, że miałyśmy_liśmy go poprzednio, gdy seks w sumie do niego nie doprowadził. Czyli był orgazm = było fajnie = niczego nie zmieniam, to znów będzie orgazm. Błędne koło. Co istotne – nie każda aktywność seksualna musi kończyć się orgazmem, choć nie znaczy to, że była ona dla nas niefajna — mogła być satysfakcjonująca pod wieloma innymi względami, a seks to nie tylko doświadczenie cielesne! Sam orgazm nie jest gwarantem udanego, satysfakcjonującego seksu.

Jeśli nadal nie jesteście przekonani_ne wyobraźcie sobie, że następnym razem planując masturbację, nie będzie mieć w głowie orgazmu jako głównego celu. Nie trzeba będzie
się spieszyć, będzie można testować nowe gadżety, niespiesznie oglądać filmy… I zadajcie sobie pytanie „, czy to byłby zły czas? Zła aktywność? Byłbym_łabym sfrustrowana, czy rozluźniona i tak byłoby przyjemnie?”. Każda osoba odpowiada sobie na to pytanie inaczej i w żadnej z odpowiedzi nie ma niczego złego!

Przy okazji chciałabym zaznaczyć jeszcze jedną, istotną kwestię – osoby doświadczające przemocy seksualnej mogą w jej trakcie doświadczać orgazmu. To kwestia pobudzania ciała, które reaguje trochę wbrew nam, poza naszą decyzyjnością. To nie oznacza, że dana aktywność była dla nas ok, że nie było przemocy!